Czy wydatki na auto elektryczne kończą się z momentem jego zakupu?
Data publikacji: 2020-04-17
Bezpłatne paliwo ze słońca, darmowe miejsca parkingowe w strefach płatnych, wolny dostęp do buspasów… Czy wydatki na auto elektryczne kończą się z momentem jego zakupu?
Wszystkie miasta rankiem i między 14:30 a 17:30 zamieniają się w arenę ludzkiej zgryzoty. Z dala od głównych arterii ucieka, kto może. Reszta, skazana w tym czasie na dojazd do pracy lub powrót do domu, z rezygnacją udaje się w kolejną ślimaczą podróż przez zatkane ulice pełne smrodu spalin, hałasu silników i klaksonów, w otoczeniu mniej lub bardziej wściekłych kierowców. Nie musi tak być.
Zgodnie z danymi Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych po polskich drogach porusza się obecnie ponad 8500 pojazdów elektrycznych. Każdy posiadacz takiego auta cieszy się przywilejami, o których marzy chyba każdy kierowca, na przykład nieograniczoną jazdą po buspasach. Dzięki w pełni elektrycznemu samochodowi (z oznaczeniem EE w rubryce P-3 dowodu rejestracyjnego) zyskujemy podwójnie, nie tracąc ani paliwa, ani czasu. Sporą oszczędnością jest także darmowy parking dla takich aut w niestrzeżonych strefach płatnych, a także w wyznaczonych miejscach do ładowania samochodów elektrycznych. Takie bezpłatne stacje ładowania coraz liczniej pojawiają się w ścisłych centrach miast.
Kolejną korzyścią jest swoboda w poruszaniu się po miastach – w Polsce od niedawna gminy liczące ponad 100.000 mieszkańców mają prawo do tworzenia stref czystego transportu, w których swobodnie poruszać się mogą wyłącznie posiadacze aut elektrycznych – wjazd dla pozostałych pojazdów jest bardzo ograniczony. W tym momencie taka strefa funkcjonuje wyłącznie na krakowskim Kazimierzu, ale inne miasta na pewno pójdą w ślad Krakowa. Jak funkcjonować będą takie strefy w przyszłości? Przekonał się o tym każdy, kto wybrał się starszym dieslem na wycieczkę do Niemiec – zakaz wjazdu do zielonej strefy funkcjonuje tam już niemal w każdym większym mieście, a sama zielona strefa umożliwia nierzadko wjazd autem tylko do miejsca, gdzie kończy bieg kolejka podmiejska, jak np. we Frankfurcie nad Menem.
Cena auta elektrycznego nie musi zwalić z nóg. Zwłaszcza jeśli postaramy się o dopłatę.
Każdy producent aut ma już w portfolio co najmniej jeden wóz elektryczny. Bardzo oszczędnych ucieszy cena aut z rynku wtórnego, która z roku na rok maleje. Zgodnie z prognozami Ministerstwa Energii ceny aut elektrycznych i spalinowych zrównają się w 2023 roku – a już w tym momencie różnica między nimi nie jest drastyczna.
Jeśli chcemy zainwestować w nowe auto, możemy wybrać klasycznego już Smarta ForTwo (około 97.000 zł) lub Smarta ForFour (około 98.500 zł). Warto także trzymać rękę na pulsie w kwestii pojawienia się na polskim rynku auta Renault City K-ZE, którego cena ma oscylować w okolicach 50.000 zł! W przypadku średnich aut często wybieranymi modelami jest Nissan Leaf (od 118.000 zł) oraz VW Golf w cenie od 140.000 zł.
Na tych szczęśliwców, dla których cena nie gra roli, Porshe przygotowało prawdziwie elektryzującą pozycję – Porshe Taycan o wartości ponad 450.000 zł (w zależności od wersji nawet do miliona złotych). Taycan rozpędza się (niemal bezszelestnie) do setki w 2,8 sekundy, a jego zasięg na jednym ładowaniu to imponujące 412 kilometrów. Czy to dużo? Tak – bo w przypadku średniej jazdy miejskiej kierowcy pokonują około 40 km dziennie, a w trasie, dzięki ultraszybkim ładowarkom, można naładować go do pełna w czasie postoju trwającego około godziny.
Dopłaty na Porshe niestety nie dostaniemy.
Ministerstwo Klimatu wyznaczyło górną granicę cen samochodów, jakich zakup dofinansuje i jest to 125.000 zł. Dofinansowania jeszcze nie ruszyły, ale wiadomo już, że będą obejmować maksymalnie 30% wartości zakupu i nie więcej, niż 18.750 zł. Jeśli producent Renault City K-ZE dotrzyma obietnicy co do ceny, zakup nowego auta elektrycznego z dopłatą będzie możliwy za niewiele ponad 30.000 zł. Kto za to zapłaci? Pan płaci, pani płaci, my płacimy – dopłaty finansują już teraz wszyscy jeżdżący autami spalinowymi – opłata emisyjna, doliczana do benzyny i oleju napędowego, zasila Fundusz Niskoemisyjnego Transportu, z którego zasobów wypłacane będą dofinansowania.
Polskie plany dofinansowań można porównać z tymi, z jakich już korzystają nasi sąsiedzi z zachodu – Niemcy otrzymują 4.000 EUR dofinansowania na zakup auta na użytek prywatny, ponadto cieszą się zwolnieniem z podatku VAT oraz podatku z zakupu i użytkowania pojazdu.
Ładowanie auta elektrycznego – największa korzyść wzbudzająca najwięcej obaw
Moje auto elektryczne rozładuje się na końcu świata, na zakurzonej drodze, przy akompaniamencie gdakania kur lub pohukiwaniu sowy, w smętnym świetle zachodzącego słońca, gdzie najbliższe gniazdko będzie nie elektryczne, a ptasie – każdy, kto choć chwilę rozważał zakup auta elektrycznego, na pewno spotkał się z taką wizją.
Należy pamiętać, że większość czasu spędzamy w naszych autach w mieście, jeżdżąc z domu do pracy, do sklepu lub na wypady towarzyskie. Zgodnie z badaniami korzystamy z modelu 70/30, gdzie 70% to ładowania w domu a 30% to korzystanie z ładowarek przy miejscu pracy lub sklepie. Dłuższe wypady stanowią niewielki procent naszego użytkowania auta, więc można je dobrze zaplanować i korzystać z licznej już w Polsce i Europie sieci ultraszybkich ładowarek. Ładowanie auta elektrycznego w trasie to koszt do 2,98 zł za kWh w przypadku ładowarek DC o mocy >150 kWh (w godzinę ładowania nasz zasięg wzrasta wówczas o około 750 km!). Standardowo jednak dostępne są ładowarki o mocy około 50 kWh, dzięki którym w 25 minut zasięg wzrasta o 100 km i których użytek jest o wiele tańszy. Jeśli zdecydujemy się natomiast na zakup pakietu i użycie mniejszej mocy ładowarki, wówczas cena spada nawet do 1,14 zł/kWh. Ładowanie auta w domu to kwestia kilkudziesięciu groszy za kWh, a jeśli dysponujemy własną instalacją fotowoltaiczną – równe 0 zł.
Co się psuje w aucie elektrycznym?
Na pewno nie rozrusznik, turbosprężarka, zawory EGR, tłumik, wtryskiwacz paliwa, filtr cząstek stałych, kompresor ani alternator – po zakupie auta elektrycznego te słowa możemy wyrzucić ze słownika i zapomnieć o płaceniu za ich naprawy. Auto elektryczne ma około 6 razy mniej części, niż spalinowe, w związku z czym lista napraw jest o wiele krótsza. Sercem samochodu elektrycznego jest akumulator, który przy regularnej wymianie płynu chłodzącego będzie pracował bez zarzutu latami.
Podsumowując – z jakimi kosztami trzeba się liczyć w przypadku auta elektrycznego?
Właściciel auta elektrycznego oszczędza na opłatach za parking, za paliwo, za eksploatację. W przypadku posiadania własnej instalacji fotowoltaicznej ładujemy auto za darmo, więc koszty paliwa, zwłaszcza przy typowo miejskim użytku, spadają do zera. Oczywiście nie wszystkie koszty eksploatacyjne uda się zupełnie zniwelować, natomiast będzie ich znacząco mniej. Początkowa inwestycja w nieco droższy model zwróci się szybko przy dużych oszczędnościach, jakie można zaobserwować każdego dnia.
Jeśli chcemy w przyszłości mieszkać w cichszych i czystszych miastach – kupujmy auta elektryczne.
Bezpłatne paliwo ze słońca, darmowe miejsca parkingowe w strefach płatnych, wolny dostęp do buspasów… Czy wydatki na auto elektryczne kończą się z momentem jego zakupu?
Wszystkie miasta rankiem i między 14:30 a 17:30 zamieniają się w arenę ludzkiej zgryzoty. Z dala od głównych arterii ucieka, kto może. Reszta, skazana w tym czasie na dojazd do pracy lub powrót do domu, z rezygnacją udaje się w kolejną ślimaczą podróż przez zatkane ulice pełne smrodu spalin, hałasu silników i klaksonów, w otoczeniu mniej lub bardziej wściekłych kierowców. Nie musi tak być.
Zgodnie z danymi Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych po polskich drogach porusza się obecnie ponad 8500 pojazdów elektrycznych. Każdy posiadacz takiego auta cieszy się przywilejami, o których marzy chyba każdy kierowca, na przykład nieograniczoną jazdą po buspasach. Dzięki w pełni elektrycznemu samochodowi (z oznaczeniem EE w rubryce P-3 dowodu rejestracyjnego) zyskujemy podwójnie, nie tracąc ani paliwa, ani czasu. Sporą oszczędnością jest także darmowy parking dla takich aut w niestrzeżonych strefach płatnych, a także w wyznaczonych miejscach do ładowania samochodów elektrycznych. Takie bezpłatne stacje ładowania coraz liczniej pojawiają się w ścisłych centrach miast.
Kolejną korzyścią jest swoboda w poruszaniu się po miastach – w Polsce od niedawna gminy liczące ponad 100.000 mieszkańców mają prawo do tworzenia stref czystego transportu, w których swobodnie poruszać się mogą wyłącznie posiadacze aut elektrycznych – wjazd dla pozostałych pojazdów jest bardzo ograniczony. W tym momencie taka strefa funkcjonuje wyłącznie na krakowskim Kazimierzu, ale inne miasta na pewno pójdą w ślad Krakowa. Jak funkcjonować będą takie strefy w przyszłości? Przekonał się o tym każdy, kto wybrał się starszym dieslem na wycieczkę do Niemiec – zakaz wjazdu do zielonej strefy funkcjonuje tam już niemal w każdym większym mieście, a sama zielona strefa umożliwia nierzadko wjazd autem tylko do miejsca, gdzie kończy bieg kolejka podmiejska, jak np. we Frankfurcie nad Menem.
Cena auta elektrycznego nie musi zwalić z nóg. Zwłaszcza jeśli postaramy się o dopłatę.
Każdy producent aut ma już w portfolio co najmniej jeden wóz elektryczny. Bardzo oszczędnych ucieszy cena aut z rynku wtórnego, która z roku na rok maleje. Zgodnie z prognozami Ministerstwa Energii ceny aut elektrycznych i spalinowych zrównają się w 2023 roku – a już w tym momencie różnica między nimi nie jest drastyczna.
Jeśli chcemy zainwestować w nowe auto, możemy wybrać klasycznego już Smarta ForTwo (około 97.000 zł) lub Smarta ForFour (około 98.500 zł). Warto także trzymać rękę na pulsie w kwestii pojawienia się na polskim rynku auta Renault City K-ZE, którego cena ma oscylować w okolicach 50.000 zł! W przypadku średnich aut często wybieranymi modelami jest Nissan Leaf (od 118.000 zł) oraz VW Golf w cenie od 140.000 zł.
Na tych szczęśliwców, dla których cena nie gra roli, Porshe przygotowało prawdziwie elektryzującą pozycję – Porshe Taycan o wartości ponad 450.000 zł (w zależności od wersji nawet do miliona złotych). Taycan rozpędza się (niemal bezszelestnie) do setki w 2,8 sekundy, a jego zasięg na jednym ładowaniu to imponujące 412 kilometrów. Czy to dużo? Tak – bo w przypadku średniej jazdy miejskiej kierowcy pokonują około 40 km dziennie, a w trasie, dzięki ultraszybkim ładowarkom, można naładować go do pełna w czasie postoju trwającego około godziny.
Dopłaty na Porshe niestety nie dostaniemy.
Ministerstwo Klimatu wyznaczyło górną granicę cen samochodów, jakich zakup dofinansuje i jest to 125.000 zł. Dofinansowania jeszcze nie ruszyły, ale wiadomo już, że będą obejmować maksymalnie 30% wartości zakupu i nie więcej, niż 18.750 zł. Jeśli producent Renault City K-ZE dotrzyma obietnicy co do ceny, zakup nowego auta elektrycznego z dopłatą będzie możliwy za niewiele ponad 30.000 zł. Kto za to zapłaci? Pan płaci, pani płaci, my płacimy – dopłaty finansują już teraz wszyscy jeżdżący autami spalinowymi – opłata emisyjna, doliczana do benzyny i oleju napędowego, zasila Fundusz Niskoemisyjnego Transportu, z którego zasobów wypłacane będą dofinansowania.
Polskie plany dofinansowań można porównać z tymi, z jakich już korzystają nasi sąsiedzi z zachodu – Niemcy otrzymują 4.000 EUR dofinansowania na zakup auta na użytek prywatny, ponadto cieszą się zwolnieniem z podatku VAT oraz podatku z zakupu i użytkowania pojazdu.
Ładowanie auta elektrycznego – największa korzyść wzbudzająca najwięcej obaw
Moje auto elektryczne rozładuje się na końcu świata, na zakurzonej drodze, przy akompaniamencie gdakania kur lub pohukiwaniu sowy, w smętnym świetle zachodzącego słońca, gdzie najbliższe gniazdko będzie nie elektryczne, a ptasie – każdy, kto choć chwilę rozważał zakup auta elektrycznego, na pewno spotkał się z taką wizją.
Należy pamiętać, że większość czasu spędzamy w naszych autach w mieście, jeżdżąc z domu do pracy, do sklepu lub na wypady towarzyskie. Zgodnie z badaniami korzystamy z modelu 70/30, gdzie 70% to ładowania w domu a 30% to korzystanie z ładowarek przy miejscu pracy lub sklepie. Dłuższe wypady stanowią niewielki procent naszego użytkowania auta, więc można je dobrze zaplanować i korzystać z licznej już w Polsce i Europie sieci ultraszybkich ładowarek. Ładowanie auta elektrycznego w trasie to koszt do 2,98 zł za kWh w przypadku ładowarek DC o mocy >150 kWh (w godzinę ładowania nasz zasięg wzrasta wówczas o około 750 km!). Standardowo jednak dostępne są ładowarki o mocy około 50 kWh, dzięki którym w 25 minut zasięg wzrasta o 100 km i których użytek jest o wiele tańszy. Jeśli zdecydujemy się natomiast na zakup pakietu i użycie mniejszej mocy ładowarki, wówczas cena spada nawet do 1,14 zł/kWh. Ładowanie auta w domu to kwestia kilkudziesięciu groszy za kWh, a jeśli dysponujemy własną instalacją fotowoltaiczną – równe 0 zł.
Co się psuje w aucie elektrycznym?
Na pewno nie rozrusznik, turbosprężarka, zawory EGR, tłumik, wtryskiwacz paliwa, filtr cząstek stałych, kompresor ani alternator – po zakupie auta elektrycznego te słowa możemy wyrzucić ze słownika i zapomnieć o płaceniu za ich naprawy. Auto elektryczne ma około 6 razy mniej części, niż spalinowe, w związku z czym lista napraw jest o wiele krótsza. Sercem samochodu elektrycznego jest akumulator, który przy regularnej wymianie płynu chłodzącego będzie pracował bez zarzutu latami.
Podsumowując – z jakimi kosztami trzeba się liczyć w przypadku auta elektrycznego?
Właściciel auta elektrycznego oszczędza na opłatach za parking, za paliwo, za eksploatację. W przypadku posiadania własnej instalacji fotowoltaicznej ładujemy auto za darmo, więc koszty paliwa, zwłaszcza przy typowo miejskim użytku, spadają do zera. Oczywiście nie wszystkie koszty eksploatacyjne uda się zupełnie zniwelować, natomiast będzie ich znacząco mniej. Początkowa inwestycja w nieco droższy model zwróci się szybko przy dużych oszczędnościach, jakie można zaobserwować każdego dnia.
Jeśli chcemy w przyszłości mieszkać w cichszych i czystszych miastach – kupujmy auta elektryczne.
Skontaktuj sie z nami
Oferujemy bezpłatny projekt instalacji fotowoltaicznej